Jak zorganizowałem swój budżet domowy?

Pieniądze – temat zawsze aktualny. Zwłaszcza w tak niepewnych gospodarczo czasach jakie nas czekają. Era konsumpcjonizmu, w których reklama jest dźwignią handlu powoduje ludzką chęć posiadania wszystkiego. Człowiek, aby mógł spełniać swoje zachcianki musi pracować dłużej i ciężej – najczęściej kosztem czasu poświęconego rodzinie i przyjaciołom. Zawsze chcemy więcej, więcej, więcej…

Odkąd pamiętam pieniądze nie imały się mnie zbyt długo, nawet kieszonkowe, które dostawałem od rodziców. Drobne monety w szkole rozchodziły się w mgnieniu oka (oranżada lub cukierki były nieodłącznym atrybutem szkolnej przerwy). I ciągłe plany zakupowe nieadekwatne do rzeczywistości… przecież zestaw żołnierzyków czy figurka Batmana nie mogą tak dużo kosztować. Dziecięce wyobrażenie świata bywa nieprawdopodobne, ale pamiętajmy o nauce, która z tej wizji płynie – oczami wyobraźni możemy wszystko, róbmy to, stawiajmy sobie cele i szukajmy ciągle nowych marzeń do spełniania.       

Ludzie bardzo często (podświadomie) swoje wyobrażenia o oszczędzaniu pieniędzy budują na stereotypach.  Jedni uważają, że nie mają szczęścia a pieniądze się ich nie trzymają, tak po prostu; inni zaś mają smykałkę do interesów i zawsze, niezależnie od sytuacji, potrafią zorganizować fundusze.

Piszę o innych, jednak do niedawna sam miałem identyczne podejście. Co Wigilię odkładałem łuski karpia, które po wysuszeniu dostawałem od mamy, a następnie wkładałem do portfela. Piękna tradycja – lecz im byłem starszy tym częściej zauważałem, że na tradycji się kończy, a całość nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że to właśnie wyższe zarobki będą wpływały na moją stabilizację finansową, a w konsekwencji przyczynią się do oszczędzania. Niestety założenie było błędne, powiedziałabym, że nawet zgubne. Wraz z wzrostem przychodu zaczęły rosnąć wydatki. Figurki żołnierzyków zamieniły się w gadżety, oczywiście niezbędne… A bez kontroli z każdym rokiem uświadamiałem sobie, że pieniądze przelatują przez moje palce jak piasek.

PRZYSZEDŁ CZAS NA ZMIANY.

Według mojej obecnej wiedzy, umiejętność oszczędzania oraz planowania budżetu domowego jest kwestią, którą łatwo zaplanować i wdrożyć do swojego życia. Temat ten nie ma nic wspólnego z kwestią szczęścia, zabobonów, tradycji etc. Dla mojego budżetu przełomowym momentem była wspomniana w poprzednim wpisie Czytajcie! – moja złota 10, książka Finansowy Ninja, Michała Szafrańskiego.

Pierwszą i podstawową rzeczą, którą zacząłem robić, po przeczytaniu ww. pozycji, była kontrola wydatków. Może wydawać się to banalne, ale idąc za radą Szafrańskiego zacząłem zbierać paragony. Do nowej sytuacji trzeba się przyzwyczaić i jak to bywa z początkami, po prostu o nich zapominałem. Z czasem, z lukami w zapiskach oraz coraz większą chęcią oszczędzania zacząłem wykonywać to zadanie konsekwentnie – zbierałem paragony ze wszystkich zakupów, nawet tych najmniejszych. Czasami wręcz musiałem domagać się małego papierka, zwłaszcza w mniejszych, osiedlowych sklepach. Poszczególne kwoty zapisywałem w stworzonej przez moją żonę, tabeli wydatków.

Autor książki proponuje nam przykładowe szablony, które dla nas okazały się jedynie inspiracją, na której zbudowaliśmy własny arkusz. Jest to bardzo prosty plik, stworzony w Excelu przez co możemy skupić się na tym co najważniejsze – na wydatkach, ocenie i prognozach. Z każdym miesiącem i nowymi wydatkami opracowywałem poszczególne kolumny. Nie da się stworzyć idealnego szablonu, którego będziemy używać całe życie. Z każdym dniem, miesiącem, rokiem dochodzą nowe plany, cele, wydarzenia etc., na podstawie których zmieniam terminy. Przykładem może być kategoria ciąża, która powstała kilka miesięcy temu, lecz za chwilę, wraz z nowymi potrzebami, zamienię ją w kategorię dziecko.

SKUTKI UBOCZNE CZY OSIĄGNIĘTY CEL?

Ten prosty zabieg z paragonami pozwala mi, co miesiąc, spojrzeć w tabelę i zastanowić się co w danym czasie było powodem skurczenia się budżetu czy jego reperacji. Ogromnym zaskoczeniem był moment, w którym zorientowałem się, ile pieniędzy potrafimy wydać na jedzenie lub kawę na mieście. Za sprawą regularnych notatek z paragonów i analiz wyciągów z banku udało mi się wyrobić nawyk i spowodować, że podczas zakupów zaczęły pojawiać się pewne, określone myśli – czy ja tego naprawdę potrzebuję?  Szybka refleksja, męska decyzja i takim oto sposobem przestałem kupować pod wpływem chwili.

Przekonałem się również, że dobrze jest planować swój całoroczny budżet. Jeżeli masz świadomość rocznych wydatków i wiesz, że na przestrzeni kilku miesięcy czeka Cię opłata np. związana z ubezpieczeniem samochodu – zaplanuj to teraz! Ubezpieczenie będzie równe bądź zbliżone do pewnej kwoty, a Ty w łatwy sposób możesz policzyć, ile miesięcy pozostało do zapłacenia danej sumy i dzięki temu już w tym momencie możesz ustalić konkretną liczbę pieniędzy do odłożenia w zbliżających się miesiącach. Zabieg ten jest banalny, a niweluje przykre zaskoczenia dla Twojego budżetu.

Drugą istotną kwestią, którą warto poruszyć w budowaniu budżetu jest stworzenie tzw. poduszki finansowej. Nie od dziś wiadomo, że warto mieć pieniądze odłożone na gorsze czasy – co w obecnej sytuacji ma jeszcze głębszy wydźwięk. Wizja załamania się gospodarki już nie jest utopijna, a wręcz namacalna. Wielu naszych rodaków straciło pracę bądź są na skraju bankructwa; zmuszeni do zamknięcia własnych biznesów. Pojawił się wirus, który sparaliżował gospodarkę, nie tylko polską, ale również całego świata. Jego konsekwencje będziemy obserwowali a dziury łatali przez najbliższe lata; i co gorsze, już jesteśmy w stanie zauważyć jak duże straty generuje np.: krach na giełdzie. Taka sytuacja – niespodziewana, która pojawia się dosłownie z dnia na dzień, pokazuje jak istotne jest posiadanie odłożonych pieniędzy. To ile powinniśmy mieć jest kwestią indywidualną. Szafrański poleca, by zabezpieczenie opierało się na 3-12 miesiącach, pozwalających na przeżycie, bez bieżących zarobków. Nie wiem ile dokładnie, ale na pewno lepsza poduszka niż jasiek.

Nasze planowanie budżetu zbiegło się z organizacją ślubu. Oj, to jest wyzwanie… W szablonie pojawiła się kategoria, która w ekspresowym tempie zaczęła się zapełniać. Dobrze wiedzieć, ile ma się funduszy i ile chce się przeznaczyć na ten wyjątkowy dzień. Mając świadomość konkretnej sumy byliśmy w stanie szybciej i sprawniej porządkować wydatki oraz sprecyzować wizję i nie wybiegać w sfery, na które nie było nas stać. To nie tylko rozszerza wyobraźnię, ale również pozwala Wam (oczywiście w miarę Waszych chęci) szukać rozwiązań i zamienników w taki sposób, by za niższą cenę spełnić dotychczasowe marzenia. Z doświadczenia mogę już napisać – da się!  

PLANOWANIE PO KILKU MIESIĄCACH… A GORĄCE WYPRZEDAŻE I KUPNO MIESZKANIA.

Zapewne zastanawiacie się jak działam w dniu dzisiejszym, po kilku miesiącach doświadczeń, wzlotów i upadków? Ostatni okres niestety był okresem, w którym moja głowa nie miała przerwy od myślenia i planowania. Zawsze mieliśmy pod górkę, a wyzwań nie brakowało… dlatego połączenie decyzji o dziecku z decyzją o kupnie mieszkania (w stanie deweloperskim) było szalone, a zarazem takie normalne. Pisząc o połączeniu – piszę dosłownie; i poród, i remont, w tym samym czasie. A, żeby nie było zbyt nudno pojawił się jeszcze koronawirus, który pokrzyżował nam wszystkie plany.  Mimo przeciwności planuję tak jak do tej pory, co daje mi poczucie dobrej organizacji przed zbliżającym się remontem. Podobnie jak przy weselu, wiemy z żoną w jakich ramach finansowych możemy się obracać i na co możemy sobie pozwolić. Mamy świadomość, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego zaplanować. Tak jak przy ślubie zaskoczył nas spory wydatek oddany w ręce kościoła tak i przy mieszkaniu zakładamy pewną rezerwę oraz moment na niespodzianki, wierząc, że będziemy gotowi i na takie okoliczności.  

Innym sposobem, który wdrożyliśmy z Moniką, na odciążenie budżetu finansowego, są zakupy na posezonowych wyprzedażach. Zabrzmi zapewne dziwnie, gdyż wielu z Was uważa, że wyprzedaże są idealnym sposobem sklepów na oszustwo a obniżka ceny to ściema. Przede wszystkim warto sobie uświadomić jak wysoka jest marża na produktach, które oferują nam współczesne przedsiębiorstwa. Mamy swoje haki, wypracowane na przestrzeni lat i widząc obecnie ludzi a nawet znajomych, którzy kupują w regularnych cenach łapiemy się za głowę i nie wierzymy.

Pierwszym, najbardziej banalnym etapem, który definiuje nam cenę jest Internet. Produkty powielają się, a różnica cenowa między nimi potrafi być kolosalna. Czasami wychodzimy z założenia, że na coś nas nie stać. Pamiętajcie… są różne sytuacje, a kupując coś np. w stacjonarnym sklepie, w swoim miasteczku nie gwarantuje nam, że wydamy mniej. Cena może być równa bądź wyższa niż ta, za którą kupimy produkt, o którym marzyliśmy. Czasami wystarczy tylko poczekać. Widzieliście kiedyś kultowe Ray-Ban’y za dobre 200 zł? Wątpię! A wystarczyło pogrzebać na jednej z najbardziej znanych platform zakupowych podczas Czarnego Piątku (to naprawdę jedyny zakup, którego nie dokonałem i bardzo żałuję). Przykład może wydawać się śmieszny, ale ta sytuacja spowodowała, że klasyki, które z reguły nie schodzą z ceny można kupić w nierealnych cenach. I dzisiaj, nie wydam na te okulary więcej, gdyż wiem, że takich okazji może być więcej. A nie jest to produkt, bez którego nie przeżyję. Mamy z żoną swoje perełki, które od czasu do czasu obserwujemy i śledzimy, analizując cenę, ale bez parcia czekamy na okazję.  

Głównie nasze wyprzedażowe szaleństwo zamykamy w przedziale prezentów dla bliskich. Daje nam to poczucie oszczędzania, ale również zabezpieczenia i omijania szaleństwa zakupowego w okresie świątecznym. Mamy fioła na tym punkcie i oboje lubimy dawać szczęście innym. Mamy świadomość, że nasi najbliżsi nie lubią, jak wydajemy spore sumy na ich przyjemności. Podczas tej pięknej chwili otwierania prezentu, siedzimy cicho i puszczamy sobie oczko, wiedząc, że udało nam się upolować daną rzecz w okazyjnej cenie. W ciągu roku tworzymy listę rzeczy, które mogłyby ucieszyć naszych członków rodziny. Staramy się słuchać i przemycać pomysły tak, by pod koniec roku bądź na urodziny zaskoczyć obdarowywaną osobę. Zdarza się i tak, że prezent na gwiazdkę kupujemy podczas wyprzedaży świątecznej. Prezent czeka cały rok na swojego właściciela (oczywiście jeśli nie ma krótkiej daty przydatności).

W tym roku skupiliśmy się na wyprzedażach w sklepach z artkułami dziecięcymi oraz domowymi. Opierając się na tegorocznych doświadczeniach mógłbym napisać kolejny esej o wyprzedażach i o tym, jak bardzo trzeba uważać na nieprzychylne zagrania sklepów – bo kiedy kupujesz lampę, posiada ona czerwoną metkę, a w jednej chwili Pani przykleja na nią nieudolnie cenę na białej metce, powodując, że towar z wyprzedaży staje się tym z nowej kolekcji… to chyba coś nie gra? 

To jest kilka naszych patentów na organizację budżetu domowego. A może Wy macie jakieś swoje sposoby, z którymi chcielibyście się podzielić?

One comment

  • Od września zeszłego roku prowadzę swój budżet w zeszycie i po tylu miesiącach uważam, że to była świetna decyzja! Zaoszczędzone pieniądze pozwalają spokojnie wyremontować, właściwie niespodziewane, nowe gniazdko. 🙂
    Natomiast, jeśli chodzi o wyprzedaże – z doświadczenia wiem, że faktycznie są sklepy z nieuczciwą polityką wyprzedażową, jednak są też takie, które ten towar faktycznie towar wyprzedają i wtedy zaopatruję swoją szafę oraz podobnie jak Wy – moich najbliższych w prezenty. 🙂 Dodatkowo kocham dawać ciuchom oraz meblom drugie życie. Od jakiegoś czasu stawiam też na rzeczy dobre jakościowo – wolę mieć jeden czy dwa porządne swetry z kaszmiru (swój ulubiony znalazłam w lumpeksie!) niż 10. innych – sztucznych.
    Moim sposobem na „stałe” wydatki miesięczne jest również „kopertowanie” pieniędzy. Z dniem wypłaty wypłacam potrzebne kwoty i wkładam odpowiednie sumy do przypisanej koperty: angielski, kosmetyczka, prezent itd. W ten sposób wiem, że na „konieczne” wydatki pieniądze czekają.

    Świetny wpis, lecę nadrabiać resztę!

Join the discussion

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *