Cześć

Dobiegam trzydziestki. Tak… granica, która dzieli mnie od trójki z przodu jest na wyciągnięcie ręki. Ten fakt powoduje, że przyszłość naznaczam pewnymi obawami. Zawsze potrafiłem w myślach zrzucić ważniejsze sprawy na karb tego, że jeszcze nie jestem wystarczająco stary, aby to coś miało się właśnie teraz wydarzyć. Poza tym czuję się zdecydowanie człowiekiem młodszym niż jestem. Sprzyjają temu moje młodzieńcze rysy twarzy – to nie skromność, to doświadczenie, które nabywam przeważnie w momencie próby zakupu produktów przeznaczonych od 18 lat – prawie zawsze jestem zmuszany do okazania dokumentu tożsamości. Emocjonalnie wydaje mi się, że jestem człowiekiem dojrzałym. Niestety dzisiejsze udogodnienia życia oraz brak dodatkowych obowiązków przyzwyczajają do siebie, o czym mogłem się przekonać na własnej skórze. W konsekwencji w dzisiejszych czasach życie odbywa się w luźnych związkach partnerskich a decyzje o ślubie czy dziecku zapadają istotnie późno w porównaniu z poprzednim pokoleniem.

Kwarantanna zmusza do kreatywności. Pozwoliła nam się zatrzymać, gdyż ostatnio trwaliśmy w życiowym pędzie, w związku z tym myślimy więcej i częściej. Podczas ostatnich dni podjąłem ważną decyzję – chcę zacząć pisać. Wiele razy zastanawiałem się nad tym, lecz zawsze brakowało mi odwagi i poczucia, że to ten odpowiedni moment. Moje przemyślenia oraz doświadczenia lądowały najczęściej w szufladzie bądź wydobywały się ze mnie w formie dobranocki dla żony. Na pewno wpływ na moje działania ma obecnie panoszący się na świecie koronawirus, który spowodował, że większość społeczeństwa ma rzeczywistego bana na bezcelowe wychodzenie z domu. Bardzo ciężko jest być czynnym sportowcem siedząc w 50 m2 na dupie. Oczywiście, staram się biegać w pobliskim parku i ćwiczyć na dostępnych boiskach, przeważnie z przyjemności i przede wszystkim z poczucia obowiązku, gdyż czas mija a formę można szybo utracić. Forma jest częścią mojej pracy i krąg się zatacza… Rozumiecie? Niestety ograniczenia daje się odczuć bardzo szybko. Trening kończy się najczęściej serią sprintów w celu uniknięcia mandatu. Ech… tak ciężko być biegaczem, ba! sportowcem, w dzisiejszych czasach.

Wybaczcie moje faux pas… nie przedstawiłem się. Mam na imię Michał i jestem dumny, że moje czasy młodości i dojrzewania przypadły na lata dziewięćdziesiąte i początek XXI w. Beztroskie lata, bez ślęczenia przy komputerze przez długie godziny i dni (choć mieliśmy sprzęt marki Comodore, Amiga czy Pegazus) i uzależnienia od smartfona (sam obecnie czuję, że za często korzystam z tego cholerstwa). Wyjątkowość tych czasów naznaczona początkiem wolności państwa polskiego, jego przemiany, nowości napływającej z zachodu. Czasy spędzania wolnego czasu na dworze (a że mieszkam jedną nogą w Krakowie to po krakowsku na polu), wraz z grupą znajomych, przyjaciół bądź właśnie nowopoznanymi dziećmi podczas zabaw; głównie wymyślonymi i stworzonymi przez najlepszą kartę graficzną jaką można sobie wyobrazić – nasz mózg. Tak jak ciężko mojemu pokoleniu wytłumaczyć, że za komuny nic nie było w sklepach; nasi rodzice stali w kolejkach czekając tak naprawdę nie wiadomo na co… Tak ja mam dzisiaj spore problemy z wyjaśnieniem moim młodszym kolegom i koleżankom, że były takie czasy, w których wracałem ze szkoły do domu tylko w jednym celu – by rzucić plecak w kąt i wyjść na dwór, będąc pewnym, że kilkoro moich kolegów już na mnie czeka na boisku. Jako jedyny miałem na osiedlu piłkę nadającą się do gry. Stało się to też w wyjątkowych okolicznościach… gdyż wybłagałem u mamy by kupiła mi kolejną sztukę, na pobliskim bazarze – po tym jak poprzednie dwie zdarły się całkowicie na betonowym, szkolnym boisku lub przebiły się na ostro zakończonych kratach okalających boisko. Nie wiem czy u Was też tak było, ale w tamtych czasach, gdy miałeś piłkę na osiedlu byłeś kimś. Po pierwsze koledzy zawsze czekali aż wyjdziesz, a po drugie to ty decydowałeś, kiedy kończy się mecz (no chyba, że wcześniej mama zawołała Cię na kolację co było równe z końcem spotkania).

Tak jak już wspominałem kończę w tym roku trzydzieści lat. Uważam, że wchodzę w najlepszą dekadę życia, gdzie mózg już nadąża za ciałem, a ciało jeszcze nadąża za mózgiem. Od urodzenia to sport jest moją ulubioną pasją. Ze sportem związany jest mój zawód, moje hobby i wykształcenie. Na moim blogu mam zamiar obalić sporo krzywdzących stereotypów na temat sportowców, a przede wszystkim piłkarzy – bo tym właśnie się zajmuję. Chcę pokazać, że sportowcy to równe chłopaki – do tańca i do różańca. Dodatkowo wierzę, że po piłce istnieje życie, a świat oferuje wiele ciekawych rzeczy i możliwości.

PIÓREM PO PIŁCE nie będzie synonimem monotematyczności. Mam nadzieję, że moje wpisy spowodują, że zakiełkuje w Was ciekawość a tym samym włączycie się do rozmowy i wykluje się dyskusja poruszająca różnorodne, nie tylko te związane ze sportem.

Jako dziecko byłem bardzo ciekawski i lubiłem zadawać wiele pytań. Oprócz Kapitana Tsubasy uwielbiałem bajkę Było sobie życie. W szkole interesowało mnie wszystko (no prawie wszystko). Oczywiście z czasem miałem swoich faworytów wśród przedmiotów jak i lekcje, które nie sprawiały mi radości. Obecnie nie zamykam się w jednym temacie i dziedzinie, a dzięki mojej wspaniałej żonie odkrywam takie zakątki życia – jak kultura i sztuka. I wiecie co? Powiem wam, że im bardziej poznaję te zakątki kulturowej cywilizacji tym bardziej zaprzyjaźniam się z nimi, bo nic co ludzkie nie jest mi obce.

A tak, poza tym?

Od prawie 2 lat jestem bardzo szczęśliwym mężem mojej żony – a od 8 miesięcy wiem, że zostanę ojcem mojego dziecka. Bardzo wiele się dzieje, dużo się zmieni, ale nie mogę się już doczekać.

2 comments

  • Super Miki! Jestem Twoim fanem! Ale to nie od dziś, choć dzisiaj zaimponowałeś mi równie mocno co na boisku. Pozdrawiam Ciebie i Monikę (Gratulacje przyszłego potomstwa) oraz czekam na więcej.

    • Dzięki Starik. Mam nadzieję, że i tu Cię nie zawiodę. Monika też Cię pozdrawia, do usłyszenia.

Join the discussion

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *