Imię dziecka – rzecz gustu, a nad gustem się nie dyskutuje. Tolerancja i brak uprzedzeń w tej kwestii są bardzo ważne, zwłaszcza w czasach, w których kultury są bardzo różnorodne. Myślałem że wybór imienia to jedna z prostszych czynności związanych z przyjściem na świat dziecka, niestety okazało się to trochę trudniejsze niż mi się wydawało.
Moje doświadczenie i uprzedzenia.
Od niepamiętnych czasów spotykam się z przeinaczaniem własnego imienia a czasami i nazwiska – a jest ono jednym z najpopularniejszych w Polsce. Bywam Mikołajem a nie raz po prostu Mikim. I tak jak zmianę imienia traktuję bardziej w formie pseudonimu, przy nazwisku odczuwam pewną irytację. Z czasem wkradło się małe przyzwyczajenie i podczas rozgrywek z zespołem, w którym występuje zawodnik z podobnym nazwiskiem do mojego, przestałem być zaskoczony gdy nagle na odprawie meczowej – raz gram ze swoją drużyną, a za chwilę znajduję się w składzie drużyny przeciwnej.
Chyba nie ma na świecie osoby, która nie ma uprzedzenia do któregoś z imion. Z perspektywy czasu zauważam, że osoby, które znamy nadają imionom swoje cechy. Tym samym Kaziu zawsze będzie Kaziem, kumplem ze szkoły podstawowej, którego nie lubiłem. Sprawa wygląda podobnie w kwestii sympatii do różnych osób. Czy dałbym synowi imię najlepszego kumpla, które wywołuje najlepsze wspomnienia? Osobiście nie…
Moda na imiona.
Przyglądając się genezie nadawania imion, w ostatnich latach, możemy stwierdzić, że przychodziły one falami, zataczając swój krąg. Obecnie wiele staropolskich imion powróciło do łask. Pojawiają się nowe i wkracza tzw.: wolna amerykanka. Od czasów moich dziadków, gdzie byli Kazimierzowie, Frankowie, Stanisławowie, Henrykowie itp.; przez pokolenie rodziców, z Krzyśkami, Jurkami, Tomaszami, aż do moich czasów, z Damianami, Sebastianami, czy Mateuszami lub Michałami. W tym momencie oprócz powrotu do korzeni, gdzie częściej na razie słychać zdrobnienia w stylu Stasio, Franio i Henio, oraz klasyków Szymona, Janka, Marcina do głosu dochodzą imiona pochodzenia obcego i niespolszczonego – Brian, Leo, Kevin.
Imię i nazwisko to marka.
Jeśli imię będzie odpowiednio dobrane jest w stanie pomóc w życiu. Jedną z inspiracji, która wpisywała się w nurt naszych poglądów, przy wyborze imienia dla naszego syna, był Krzesimir Dębski oraz jego syn Radzimir. Czyż nie są to piękne imiona? Ba! Piękne imiona i tradycja rodzinna! Czytając jeden z wywiadów z Panem Radzimirem dowiedziałem się, że całą młodzieńczość nazywano go Jimkiem do tego stopnia, że z biegiem czasu Jimek stał się wizytówką sceniczną. Sytuacja podobnie wygląda w przypadku Abelarda Gizy – który w takim brzmieniu zapadł w pamięć szerszej publiczności. Połączenie idealne, którego nie da się zapomnieć.
Drugą istotną sprawą jest odpowiednie połączenie samego imienia z nazwiskiem. Często śmieję się że rodzice, na całe szczęście, nie skrzywdzili mnie i nie podarowali mi imienia Mikołaj. Mikołaj Mikołajczyk, to już taki naleśnik z nutellą, polany miodem. Niby miło ale jednak za słodko.
Jedni są zadowoleni ze swoich imion i nazwisk, inni przeklinają swoich rodziców przez całe życie. Jedni kochają klasykę, inni cenią oryginalność, do tego stopnia, by swoją sceniczną tożsamość tworzyć na bazie swoich upodobań – przykład Borys Szyc czy Olivier Janiak. Jedno jest pewne – to nie imię i nazwisko powoduje jakim jesteś człowiekiem.
Nasz wybór.
Wybierając imię dla naszego syna mieliśmy jedno wyjątkowe, które pojawiło się na naszej liście przed samą ciążą. Nie jest łatwo przeciwstawić się światu i poglądom naszych bliskich, które w znacznym stopniu odbiegają od naszych. Pewność i świadomość tego co się robi – to moja recepta. I przede wszystkim myśl, że imię może być najpiękniejsze na świecie, lecz bez dobrego wychowania ta piękność i wartość będą niezauważalne. Imię, które wybraliśmy ma korzenie staropolskie, a dokładnie czasy średniowiecznego Śląska.
Jestem dumnym ojcem i z dumą przedstawiam Wam mojego syna. Ten młody człowiek na zdjęciu to Mojko, Mojko Mikołajczyk.